poniedziałek, 24 maja 2010

Lumpeksowy Luksus


Lumpeksy, second-hand’y, szperaki, ciucharnie, szmaty …..
Sklepy z odzieżą vintage, retro, outlety, a nawet końcówki kolekcji znanych firm – tak mówią osoby albo chcące sprzedać jak najdrożej używaną odzież, bądź ci, dla których ubrania z drugiej ręki ograniczają się tylko do tych od najlepszych projektantów.
W ogromie mody sieciówkowej i braku oryginalności na warszawskich uliach, jedynym sposobem na wyróżnienie się z tej masy zdaje się być uzupełnianie swojej garderoby perełkami z lumpeksu. Podkreślam perełkami, bo niektórzy myślą, że wszystko co stamtąd pochodzi jest niemalże dziełem sztuki, a przynajmniej daniem popisowym od największego krawca.
Prawda jest taka, że nie każda dużo za duża seledynowa marynarka jest ładna i nie każdy powyciągany sweter będzie wyglądał jak z żurnala.Jak szukać i czego szukać w sklepach z ubraniami z drugiej ręki?
Z najbardziej pożądanych i przydatnych cech vintage-hunterki, uważam upór i determinację dotarcia do ustalonego wcześniej celu. Mogą nim być za duże, sprane, krótkie spodenki niczym z szafy ojca, albo po prostu apaszka, jakiej nie znajdziemy na każdej szyi przechodzącej osoby.
Ja w lumpeksach szukam zazwyczaj albo czegoś dobrej marki, albo niepowtarzalnego, bądź ewentualnie wykonanego z lepszego materiału niż w znanych mi (i tanich!) sklepach. Nie łudźmy się, że po wejściu do second hand’u sprzedawczyni do nas podejdzie i zapyta „Czy czegoś Pani szuka?”, a jeśli nie znajdziemy (o zgrozo!) swojego rozmiaru, pracownik od razu zatelefonuje i zamówi u dostawcy zażyczoną przez nas wielkość. Prawda jest taka, że w lumpeksach jest często bardzo ciasno, a ubrania są wyrywane i toczy się o nie prawdziwa bitwa. Często zdarza się sytuacja, że jedna kobieta trzyma w ręku buta, gdy nagle druga znajduje jego parę pod drugiej stronie kosza. Ulala, wtedy się lepiej nie zbliżać, bo jeszcze można oberwać obcasem w głowę, albo co gorsza, glanem…
Mimo tych dantejskich scen zachęcam do odwiedzenia i gorąco polecam zajrzenie do choćby najbardziej obskurnego (często tam, są najlepsze ubrania) sklepu z odzieżą używaną. Nie bójcie się, że ubrania są brudne, czy zawszawione. To są jakieś mity, bo każde wysyłane ubranie z zagranicy musi przejść przez rząd środków dezynfekujących i myjących (co nie zwalnia nas z wyprania ciucha po jego zakupie!).
Trudno podawać adresy lumpeksów, bo każdy jest inny, w jednym znajdziesz mnóstwo oldschoolowych bluz adidasa, a w innym bluzkę koszulową ze starszej kolekcji Gap’a. Zawsze google pomoże, w końcu od tego jest. Znajdziecie wiele stron, z adresami, którymi internauci non stop się wymieniają.
Na pewno warto…

Z.

piątek, 21 maja 2010

The Week in Fashion



Właśnie kończy się festiwal w Cannes, święto kina, ale też mody. No bo przecież zanim zobaczy się film, trzeba przejść się po czerwonym dywanie,a po filmie pokazać się, czy to na przyjęciu Vanity Fair, czy to na jachcie Aramaniego. W tym roku królowały kreacje Gucci Premiere, które w Cannes mogliśmy zobaczyć po raz pierwszy. style.com

Kolejne wydarzenie też związane z kinem tyle, że trochę mniej ambitnym. Mianowicie za tydzień swoją światową premierę będzie miał "Sex and the City: The Movie 2". O garderobie skompletowanej do tego filmu prze Patricię Field rozpisują się wszyscy, od New York Times po style.com. Charlotte gotuje w vintage Valentino, a Carrie w jednej scenie ma na sobie strój wart bagatela $50000. I kto by nie chciał zająć miejsca Patricci Field i móc wydać na ubrania 1o milionów dolarów ( tyle kosztowały łącznie wszystkie kreacje)?

Dużo emocji wzbudziło umieszczenie na okładce Amerykańskiego Vogue'a Blake Lively, gwiazdy serialu Gossip Girl. To już jej druga okładka w ciągu dwóch lat, a nie jest ona ikoną stylu, ani wybitną aktorką i pasuje raczej na okładkę magazynu plotkarskiego People. fashionista
Z kolei na okładce francuskiego Vogue'a znalazła się Kate Moss fashiongonerouge
A na 10 różnych okładkach jubileuszowego 10 magazine znalazło się 10 "Bogów" mody, miedzy innymi Alber Elbaz, Karl Lagerfeld, czy Azzedine Alaia fashiongonerouge

Świat mody powoli rezygnuje z umieszczania gwiazd, celebrities na okładkach, w kampaniach, czy usadzania ich w pierwszych rzędach na pokazach. Jednym powodem jest kryzys, przez, który wielkich domów mody nie stać na płacenie aktorkom wielkich sum, drugim jest znudzenie ciągle tymi samymi twarzami ( Blake Lively jest tylko jednym z wielu przykładów). Do jesiennych kampanii reklamowych właściwie tylko Dolce&Gabbana zaprosiło gwiazdę (ponownie Madonnę).
Najnowszą sensacją natomiast jest zdjęcie reklamujące nowy męski zapach od Marca Jacobsa, BANG. Do zdjęcia sam projektant pozuje nago, zasłaniając się jedynie wielką butelką nowych perfum. Fashionista, strona bardzo projekty Jacobsa chwaląca, opublikowała list otwarty do projektanta. List głosił, że chociaz zaakceptowali (acz z trudem), że na swoje pokazy zamiast, jak dawniej artystów, zaprasza celebrytki a także to, że w jego kampaniach Sofię Copollę zastąpiła Victoria Beckham, ale TEGO już za wiele.



piątek, 14 maja 2010

A Perfectly Designed Movie


Szłam na ten film w ciemno - kompletnie nie miałam pojęcia o czym jest, kierowało mną jedynie pragnienie zobaczenia filmu wyreżyserowanego przez jednego z moich ulubionych projektantów, jakim jest Tom Ford.
"A Single Man" z pewnością skłania do refleksji i choćby chwilowego zastanowienia i kontemplacji.
Stop and think - jeżeli to było założeniem Forda, to bardzo dobrze mu to wyszło, gdyż do obecnej chwili nie mogę przestać o filmie rozmyślać.
Single Man to film bardzo wyciszony, spokojny. Co ważne, bynajmniej nie jest on pozbawiony napięcia, które towarzyszy widzowi od pierwszych minut.
Każda, nawet mająca być wesołą sceną, wydaje się być bardzo smutną, a może nawet tragiczną sytuacją. Podczas oglądania myślałam, że na końcu będę czuć niedosyt, chociaż teraz już wiem, że żadna minuta, ba!, sekunda nie była zbędna.
Nie wszystko to, co powinno być pokazane jest. Żaden bohater nie jest przedstawiony w sposób jednoznaczny, bowiem z perspektywy czasu, każdy wydaje mi się być tytułowym samotnym (nie koniecznie mężczyzną).
A Single Man to film z pewnością nietuzinkowy, oryginalny, przedstawia kompletnie odmienny sposób przedstawiania i kręcenia. Ford każe niemalże delektować się każdą, pojedynczą sceną, jakby to ona miała być tą ostatnią. I dobrze, bo chyba to jest przesłaniem (brzmi górnolotnie) - Carpe Diem. A jakby ktoś był dociekliwy i chciałby doszukiwać się drugiego dna, to spokojnie mógłby zacytować ks. Jana Twardowskiego: "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"
Tym pretensjonalnym akcentem kończę dzisiejszego posta, a film jak najbardziej Must Watch.




Z.